|
X-MEN / X2 / X III www.xmen.stopklatka.pl
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Aqua
X-Men
Dołączył: 30 Paź 2006
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z wody :D
|
Wysłany: Pią 17:20, 10 Lis 2006 Temat postu: X-Men The New Beginning - Chapter 1 (1) |
|
|
Nowy Jork, wtorek, godzinna 22:40.
Padał ulewny deszcz. Majim nie zwracała jednak na niego uwagi. Minęły prawie dwa
lata odkąd zaczęła "nowe życie". Robiła co w jej mocy by zapomnieć o tym,
co działo się z nią na wyspie. Walczyła ze swoim organizmem, ze swoimi
uczuciami. Myślała więc o wszystkim, tylko nie o tym, że właśnie pada
deszcz. Pozwalała kroplom swobodnie opadać na jej twarz. Była zmęczona,
ponieważ wracała właśnie z pracy w barze szybkiej obsługi. Nie jest to
cudowne zajęcie, lecz poznaje tam wciąż nowych ludzi i wszyscy traktują ją
normalnie. Jak człowieka. Było już ciemno, a w okolicy w której mieszka, o
tej porze nie ma zbyt wielu ludzi na ulicy. Bała się, lecz nie miała zbyt
wielu pieniędzy, a właściciel kamienicy był dla niej bardzo wyrozumiały.
Mieszkania w bezpieczniejszych częściach miasta są znacznie droższe.
Zbliżała się właśnie do skrzyżowania, gdy z jednej z uliczek wybiegł
mężczyzna ubrany w czarną skórzaną kurtke. Wpadł na nią, w pośpiechu
krzyknął jescze "sorry" i niewiele myśląc wyskoczył na ulicę. Majim
utrzymała równowagę, odwróciła się na chiwle, chciała coś odpowiedzieć ale
nie zdążyła. Usłyszała pisk opon, huk i brzęk rozbitego szkła. Mężczyzna
który przed chwilą na nią wpadł leżał nieruchomo na ziemi a samochód który
go potrącił, zamiast się zatrzymać czym prędzej ruszył przed siebie.
-Hej ty! Stój!- Krzyknęła, lecz pojazd zniknął już za rogiem. Podbiegła do
rannego. Był nieprzytomny, a na skroni miał rozległą ranę.
-Proszę pana! Prosze pana słyszy mnie pan?- Zaczęła rozglądać się dookoła
ale nikogo nie widziała.
-Czy jest tu ktoś!? Potrzebuję pomocy! Niech ktoś wezwie pogotowie!- Nikt jednak nie odpowiadał. Jej
wzrok utkwił na budce telefonicznej, która stała niedaleko.
-Zaraz wrócę- Powiedziała i pobiegła do budki. Włożyła karte i próbowała
wystukać numer, lecz w słuchawce słyszała tylko komunikat "Proszę włożyć kartę".
-Przecież wkładam!- Głos w słuchawce nie dawał za wygraną. "Proszę włożyć
kartę. Po włożeniu karty należy wybrać num..." Majim rzuciła słuchawką.
-Cholera!- Krzyknęłą i pobiegła z powrotem. Mężczyzna oddychał i miał
wyraźny puls, co sprawiło że dziewczyna troche się uspokoiła. Spojrzała na
rane i próbowała sobie przypomnieć co mówili jej instruktorzy na szkoleniu
o pierwszej pomocy, gdy zaczynała pracę. Przyjżała się bliżej i zauważyła
że rana zaczyna... się zmniejszać! Przetarła oczy ze zdumienia, ale
nie było to złudzenie. Mężczyzna otworzył oczy a rana była już prawie
niewidoczna. Zerwał się gwałtownie i odepchnął Majim tak mocno, że upadła
na ziemię. Rozejrzał się nerwowo, otrzepał ubranie i ruszył przed siebie.
Początkowo dziewczyna nie potrafiła wydobyć z siebie ani jednego słowa.
Wstała jednak z ziemi i krzyknęła:
-Poczekaj!- Nieznajomy zniknął jednak w jednym z zaułków. Miała mętlik w
głowie. Jego rana się zagoiła! Zupełnie jak jej, wiele razy na wyspie!
Więc jednak to prawda! To co słyszała, są inni, podobni do niej! Mutant?
Więc ona może też jest... Zerwała się z miejsca i szybko pobiegła za nim.
W uliczne było bardzo ciemno. Pod murami bloków leżały kubły śmeci i
sterty kartonów. W powietrzu unosiła się nieprzyjemna woń. Panowała
zupełna cisza. Majim poruszała się do przodu ostrożnie. Bała się. Nie
chcący strąciła jeden z blaszanych kubłów, który uderzając o ziemie wydał
z siebie straszliwy brzęk, spotęgowany dodatkowo przez echo. "Niech by
to..." Pomyślała i zrobiła krok w przód. Nagle, zza śmietnika wyskoczyła
jakas postać, dziewczyna zdążyła zauważyć tylko błysk metalu i poczuła
bolesne ukłucie w okolicy żeber. Jęknęła z bólu i zobaczyła przed sobą
twarz mężczyzny, którego przed chwilą potrącił samochód. Gdy ten
spostrzegł, co się stało, przeraził się. Przez chwile stał w miejscu,
wysunął ostrza a Majim opadła na niego i osunęli się oboje na ziemie.
-Do jasnej cholery, dlaczego za mną poszłaś!- krzyknął. Majim wysunęła
powoli ręke w stronę rynny, z której wypływała wartkim strumieniem woda
zbierająca się na dachu. Strumień skierował się na jej dłoń, woda
podchodziła coraz wyżej, do ramienia a potem w stronę klatki piersiowej.
Skóra przybrała błękitny kolor.
-Teraz patrz...- Szepnęła i skinęła na ranę. Krew zrobiła się
przezroczysta a rana zaczęła się zasklepiać. Trwało to około minuty, aż do
chwili gdy Majim opadnąwszy z sił straciła przytomność.
Drzwi otworzył wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna w czerwonych okularach.
Gdy zobaczył obcą kobietę na rękach Logana zawahał się.
-Co to jest?- zapytał
-Nie wiem, ale łaziło za mną- Odburknął Logan i wszedł do środka.
-Jean!- Zawołał. -Jean!!
-Co się stało?- Zapytała gdy tylko weszła do pomieszczenia. -Kto to jest?
-Jeszcze przed chwilą miała dziurę w brzuchu...
-Połóż ją tutaj.-Logan wykonał polecenie a Jean zdjęła dziewczynie kurtkę.
-Gdzie jest ta "dziura"?
-Nie wiem, Wyglądało to tak, jakby wchłonęła wode i... i rana zniknęła.
-Rozumiem... Teraz wyjdź.- Logan stał dalej, więc Jean skarciła go
wzrokiem. -Wyjdź proszę- Powtórzyła. Tym razem ruszył po chwili w kierunku
drzwi.
-Logan, poczekaj!- Zawołała nie odrywając się od pacjentki.- Skąd się
wzięła ta "dziura w brzuchu"?
-Niechcący...- Odpowiedział i zamknął za sobą drzwi.
Majim ocknęła się i rozejrzała dookoła.
-Dzień dobry- Powiedziała Jean i zbliżyła się do łóżka.
-Gdzie ja jestem?
-W bezpiecznym miejscu. Jak się czujesz?
-Całkiem dobrze...
-Prawidłowo, Całą noc byłaś podłączona do kroplówki.
-Ach... to dlatego nie chce mi sie pić. Więc pani wie...- Jean uśmiechnęła
się.
-Wiem. Nie martw się. Tu będzie wody pod dostatkiem, ale musisz pamiętać,
że wszystko z umiarem- Uśmiechnęła się ponownie i ciągnęła dalej. -Jestem
Jean. A ty?
-Majim
-Zostawię cię na chwile. Świeże ubranie leży na krześle. Jak już dojdziesz
do siebie, przyjdź do pokoju obok. Będziemy tam czekać na ciebie.
-Kto?
-Zobaczysz....
Majim wstała ostrożnie z łóżka, ubrała się i weszła do pokoju, który jej
wcześniej wskazała Jean. Tam poznała doktora Charlesa Xaviera. Wyjaśnił,
jej kim są ludzie, których poznała, oraz kim jest ona sama. Zgodziła się
zostać kilka dni w instytucie, do czasu aż wydobrzeje. Przez ten czas
miała zajmować się nią doktor Jean Grey...
Może być troche błędów;)
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Aqua dnia Pią 17:56, 10 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Tantos
X-Men
Dołączył: 11 Sie 2006
Posty: 424
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Police
|
Wysłany: Pią 17:51, 10 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
wchodzac do sali pier zauwazył nową twrz... często sie to zdarza w instytucie i juz sie do tego przyzwyczaił, prawde mowiac podczas jego dwuletniego pobytu w instytucie poznał wiecej ludzi niz podczas reszty swojego zycia. rodzice piera zawsze wychowywali go "pod klosze" a on poznał smak prawdziwego zycia dopiero po tym jak ich stracił.
-Witam- powiedzial Pier widząc nieznajomą
po odpowiedzi kobiety odrazu poznał ze nie jest amerykanka... usłyszał w jej głosie znajomy akcent... a moze mu sie wydawało, w koncu tak dawno nie słyszał mowy ojczystej. nie zastanawiajac sie dłużej nad powodem przybycia kobiety, zbiegł na doł. dzis czekała go seria treningów ze Scottem, na sama mysl czyuł jak miesnie odmawiają mu posłuszenstwa.
gdy znalazł sie juz w wyłozonym metalem pomieszczeniu poczuł ten spokojny chłód bijący od metalu, chłód który tak zadko miał okazje czuc...
-Jestem gotowy Scott- krzyknął aby znajdujący sie kilka metrów nad nim Scott mógłgo usłysześ
-Ok. rozpoczynam symulację- odpowiedział a sala w której znajdował sie wraz ze Scottem pociemniała i juz widzial obiekty lecace w jego stronę.
Po jakimś czasie, gdy trening sie skonczył a mroczne wizje Piera co do jego przyszłęgo wyczerpania sie sprawdziły, wychodzac ze swojego pokoju i jeszcze wycieracjac recznikiem włosy w kolorze słonca, pier spotkał nieznajomą po raz drugi, tymrazem na korytarzu.
-Hej... jestes nowa?
Post został pochwalony 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fan Mystique
Recruit X
Dołączył: 17 Paź 2006
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek City
|
Wysłany: Pią 22:56, 10 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Nagle zza rogu wyskoczyła Lizzard. Obrzuciła ich oboje wzrokiem i poszła dalej, ale zatrzymała się, na jej ustach pojawił się ledwo widoczny uśmiech, odwrociła się i rzekła - Pier, czyżby znów jakaś nowa twarzyczka w schro..., ekhm, INSTYTUCIE Xavier'a? - w jej głosie brzmiał ostry, nieukrywany sarkazm. Od jakiegoś czasu Liz odnosila się raczej chłodno do Xavier'a i do pozostałych. Nienawidzilą, gdy ktoś narzucał jej swoje zdanie, co Xavier często robił - Mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie. - Znów przeszła parę kroków, ale znów też odwróciła się, obrzuciła Majim szybkim spojrzeniem - To ciebie dźgnął Logan, tak? - spytała i, nie czekając na odpowiedź, poszła do sali ćwiczeń.
Kolejny budynek zawalił się z hukiem, a stalowe bryły świszczały w powietrzu. Liz wybiegła zza wraku samochodu i doskoczyłą do schowanej pod gruzami Rogue. - Gdzie Remy? - wrzasnęła, próbując przekrzyczeć huk niszczonych budynków. Rogue, uchyliwszy się przed metalowym prętem, który przelecial tuż obok jej głowy, odkrzyknęła - Nie wiem, biegł w tamtą stronę - wskazała na płonący budynek kilkanaście metrów od nich. - Ale jeszcze nie wyszedł... - Nagle obok nich wylądowala Storm. Rozejrzała się i krzyknęła - Gdzie Gambit, mówiłam wam, żebyście się nie rozdzielali! Profesorze! - Krzyknęłą, i nagle wszystko ucichlo. Budynki zaczęły znikac, ogień wygasł, stało się jasno i wszystkie trzy znalazły się w dużym stalowoszarym pomieszczeniu. Rogue rozejrzała się i krzyknęła - Remy!!! - Liz zerwała się na równe nogi, podbiegła do wskazanego przez Rogue ciała przyjaciela. Przykucnęła, przyłożyła mu palce do szyi. Slaby puls. - Zawołajcie Jean! - rozkazała i spojrzała na zastygłą w wyrazie przerażenia twarz Gambita.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wilczyca
X-Men
Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z wilczego świata...
|
Wysłany: Sob 11:56, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Dziewczyna, idąc pustą ulicą, zastanawiała się nad tym, co ma teraz ze sobą zrobic. Nagle zatrzymała się. Dziwne uczucie, że ktoś ją śledzi, nie mijało. Przyspieszyła kroku.
Na końcu ulicy dostrzegła mężczyznę na wózku inwalidzkim. Czyżby to on ją śledził...?
Instynktownie poczuła, że mężczyzna jest... inny. Bestia czająca się w Lizzie nie dała za wygraną.
Wilk szedł powoli. Jego białe futro wyglądało nienaturalnie w ciemnym zaułku.
Kiedy mężczyzna zaczął się zbliżac, Lizzie nagle poczuła, jak coś wkrada się do jej umysłu. Nie mogąc sobie na to pozwolic pobiegła do przodu.
Jeden skok, jedno zaciśnięcie szczęk na szyi i będzie po wszystkim...
Nagle w jej myślach pojawiło się jedno słowo.
Logan...
Opadła na ziemię w normalnej postaci.
-Kim jestes? - powiedziała do tajemniczego mężczyzny. Ten uśmiechnął się.
-Nazywam się Charles Xavier, Wilczyco. I myślę, że to imię cię zainteresowało.
Lizzie zmrużyła swe żółtawe oczy.
-Skąd wiesz...?
-Twoje myśli przez jeden krótki moment były dla mnie jak otwarta książka... Do momentu, w którym wilk nie przejął nad tobą kontroli.
Lizzie spoglądała na niego, po czym westchnęła, mrucząc:
-Nie mam nic do stracenia w tej chwili.
-Zaprowadzę cię do twojego brata. - powiedział Xavier.
Wilczyca niemrawo skinęła głową.
Była w Instytucie już od dwóch tygodni. Jej brat okazał się dokładnie taki sam, jak na zdjęciach.
No może ciut starszy...
Wilczyca poznała niedawno Majim - to jej Logan zadał cios tymi pazurami. Majim wydawała się byc miła i sympatyczna, chociaż Liz czuła podświadomie, że trochę od nich odstaje. Kto to widział białego wilka wśród mutantów?
Profesor Charles Xavier dużo powiedział jej o umiejętnościach, niezwykłych możliwościach gimnastycznych. Eksperyment Weapon X sprawił, że Wilczyca stała się przez moment obiektem badań Jean Grey, co jednak kwitowała ironicznym uśmiechem.
Polubiła samotne wędrówki po okolicy. Biegała wtedy jako wilk, ciesząc się wolnością. Wiele czasu spędzała też z bratem. Urządzali sobie nawet małe treningi, po których Lizzie zazwyczaj czuła się jak przekłuty balon.
Mimo to dawało jej to satysfakcję.
Kiedyś w nocy obudziło ją światło księżyca, wpadające do jej pokoju przez okno. Dziewczyna nie mogła się oprzec. Wiatr przeniósł ponad lasami triumfalne wycie wilka, który wreszcie znalazł swoje miejsce na ziemi.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tantos
X-Men
Dołączył: 11 Sie 2006
Posty: 424
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Police
|
Wysłany: Sob 13:17, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Wiesc o tym co stało sie w danger room obiegły juz cały instytut ale dalej dobiegały do niego nowe wersje wydarzen.
było troche po 9.
wśród "normalnych" ludzi... co prawda nikt nie wiedzilał że Pier jest mutantem ale codzien słyszał pytania dotyczace swoich rekawiczek i zeby to raz np w ciepły letni dzien taki jak ten dzis czuł na sobie spojrzenia.
Ale teraz go to nie obchodzilo teraz mniał jeszcze chwilke aby pospacerowac... pobyc sobą.
Juz dłuższy czas męczyły go jego własne problemy.
Przyzwyczaił sie do "samotności w tłumie" i choc co prawda miał wielu znajomych tu, w instytucie to nigdy nie miał prawdziwego przyjaciela czy przyjaciółki.
Wyszedł z domu, postanowaił pospacerowac zanim uda sie na zajecia z profesorem.
Zdjął recawice i odrazu poczuł ciepło płynące ze swoich dłoni. połozył je na trawie która w mgnieniu oka zmieniła sie w popiół.
Znow czuł sie dziwnie... jakby potrafil tylko niszczyc, czuł ze jego marzenia sa z kazdym dniem jest dalej od niego, jak miał zostac chirurgiem skoro metal w jego dłoniach topił sie?
Czesto myslał ze to wszystko nie ma sensu i że jego indywidualne treningi nie przynosza zadnego rezultatu, ale w głebi duszy miał nadzieje ze tak naprawde uda mu sie kiedys zapanowac nad jego niszczycielska moca.
Przez jego mysli przebiegla Lizard... czemu traktuje tak profesora? przeciez przygarnal nas wszystkich pod swoj wlasny dach i to chyba oczywiste ze ma prawo czegos od nas wymagac... z reszta wedłog niego profesor nie wymagal wiele a w instytucie panowała mila atmoswera.
lubił Lizz ale profesor był dla niego jak ojciec, dla wiekszosci z nich był jak ojciec...
Załozył rekawice i powoli ruszył w strone instytutu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
X-Men
Dołączył: 30 Paź 2006
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z wody :D
|
Wysłany: Sob 14:31, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
*Wtedy na korytarzu...*
Majim wyszła na korytarz i zobaczyła mężczyznę, którego mijała już wcześcniej. przedstwił się jako Pier
-Hej, jestes nowa?- zapytał, a Majim skinęła głową
-Nie wiem czy długo tu będe. Jean mówi że jest już lepiej więc...- zauważyła że ktoś się im przygląda. Była to Lizzard. Chciała się do niej uśmiechnąć, ale Lizzard zniknęła zaraz na schodach. Widać nie była w humorze... W akcencie Pierra również wyczuła znajomy akcent, co sprawiło że poczuła się raźniej.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wilczyca
X-Men
Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z wilczego świata...
|
Wysłany: Sob 16:58, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Lizzie wracała korytarzem z zajęc prowadzonych przez prof. Xaviera.
Przystanęła i rozejrzała się. Niedaleko zauważyła Majim, ofiarę pazurów jej brata. Lizzie raźnym krokiem ruszyła przed siebie.
-Cześc! - powiedziała do Majim, która odwróciła się i odwzajemniła uśmiech.
-Ty jesteś siostrą Logana? - spytała Majim, kiedy szły razem korytarzem.
-Owszem. - rzekła Wilczyca. -Tylko że teraz to jestem tutaj byc może tylko chwilę... Nie wiem. - dodała, gładząc beznamiętnie okładkę książki.
Majim uśmiechnęła się ponownie.
-Ja też tego nie wiem, ale czasem trzeba zyc chwilą! - powiedziała.
-A Pier? Słyszałam, że to kolejna nowa osoba w Instytucie.
-Masz rację. - potwierdziła Majim.
-Dobrze wiedziec, że nie jest się tutaj samemu. - mruknęła cicho Lizzie.
*****
Tak się zastanawiam (żeby rozwinąc akcję) - może jakieś spotkanie z Xavierem, który przedstawi nowych mutantów wszystkim...? ^^'
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Aqua
X-Men
Dołączył: 30 Paź 2006
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z wody :D
|
Wysłany: Sob 17:23, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
-Dobrze że nie jest się tutaj samemu- mruknęła cicho Lizzie.
-Jedyne miejsce odkąd pamiętam, w którym nie czuję się sama. Masz racje... to dobrze...- Odpowiedziała Majim i zwróciła się do Wiczycy -Skoro jestes siostrą Logana, masz może też te... "szpony"? Dobrze by było to wiedziec, moze nastepnym razem zdołam ich uniknąć jakimś cudem...
******
Jasne, ale kto bedzie Xavierem?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wilczyca
X-Men
Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z wilczego świata...
|
Wysłany: Sob 17:58, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Lizzie roześmiała się.
-Niestety, chyba będziesz musiała na nie uważac. - uśmiechnęła się, zaciskąjąc ręce na książce. - Ten sam eksperyment zrobiono mnie i mojemu bratu. Pazury sa jakby... rodzinne. - dodała.
Majim zaśmiała się.
-Ostre z was rodzeństwo, nie ma co! A charaktery też macie podobne?
-Hmm... Nie. - mruknęła Lizzie. - Jesteśmy dwoma różnnymi charakterami, każdy z nas jest inny.
-A twoje oczy...? - Majim spojrzała na nią. - Dziwny odcień spojówek. Żółty...
-To wynik mutacji. - powiedziała cicho Lizzie. - Wynik tych wilczych genów, które mam w sobie.
-Czekaj, czekaj. - dziewczyna złapała Wilczycę za rękę. - Biały wilk, mam rację? To ty wyłaś ostatnio podczas pełni.
Lizzie skinęła głową, a Majim powiedziała:
-Ładny głos.
Obie dziewczyny zachichotały, czując się niczym prawdziwe przyjaciółki.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blaze
Dark Phoenix
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 999
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: CK city - KIELCE
|
Wysłany: Sob 18:12, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Blaze spacerowała po korytarzu. Była kompletnie wykończona - nie dość, że dziś rano Profesor kazał jej przetransportować z fabryki kilka części do Cerebro, to jeszcze musiała przeżyć trening z Loganem. Tak, sztuki walki to niełatwa rzecz. Jednak sama zgodziła się, by Wolverine ją uczył, więc teraz pokutuje. Do pokoju, czym prędzej! Nic jej teraz nie ucieszy tak bardzo, jak widok fotela i ekran telewizora. W ostateczności dobra książka. Byle tylko odpocząć, bo za dwie godziny idzie na zajęcia w laboratorium. Dziś będzie pomagać Hank'owi w kilku eksperymentach, więc musi się dobrze przygotować przed lekcją.
Westchnąwszy ciężko, skróciła sobie drogę i poszla korytarzem obok sali treningowej. Jej pokój znajdował się piętro wyżej. Kiedy tylko wstąpiła w zakręt, zatrzymała się. "O, kogo my tu mamy?" - pomyślała automatycznie, widząc jak Wilczyca rozmawia z jąkąś wysoką, szczupłą kobietą. Potem dziewczyna uśmiecha się do niej i rusza wgłąb korytarza. Ona pozostaje natomiast na miejscu, wyglądając przez okno. Postanowiła, że dobrze będzie się przedstawić.
- Hej... - zaczęła śmiało, ale zaraz zeszła nieco z tonu, myśląc, że może to jakiś ważny gość, więc nie wypada wyskakiwać z luzackim przywitaniem. - Dzień dobry. - poprawiła się. Zaraz przypomniała sobie, że Profesor Xavier mówił coś o nowym mieszkańcu instytutu. Czyżby to byla... ona? Coś kojarzyła, jakaś... Jijam? Nie, nie, Mijam. Sporzała na nią trochę niepewnie. - Czy to ty jesteś Mijam?
*******
Może niech każdy po prostu swobodnie manewruje postaciami z Marvela. Jeśli chodzi o powitanie nowych X-men, mogę przyjąć posadę Xaviera na tę uroczystość. Przedstawie was, zbuduje sytuacje itd. Wykorzystam jakoś wenę, bo właśnie mnie naszła:) Co wy na to?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blaze dnia Sob 21:14, 11 Lis 2006, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Fan Mystique
Recruit X
Dołączył: 17 Paź 2006
Posty: 315
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek City
|
Wysłany: Sob 19:31, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Lizzard leżała na łóżku w swym pokoju i patrzyła w sufit. W jej głowie kłębiły się najróżniejsze myśli. Po pierwsze, cały czas miała przed oczami Gambita leżącego na stole przed Jean, podłączonego do kilkudziesięciu kabelków oraz zapłakaną twarz Rogue. Przypomniało jej się, że gdy przybyli z Rem,ym do Instytutu, Rogue najpierw unikała ich obojga jak ognia. Jakim więc cudem stały się sobie tak bliskie? Może dlatego, że Liz od razu wyczuła chemię między Rogue a przyjacielem i wyswatała ich? Poza tym myślała o spotkaniu z Pierem i tą nową, Majim chyba, czy jakoś tak, i o tej dziwnej dziewczynie, chyba siostrze Logana... Od kiedy ona się tu pojawila, Liz kilka razy miala ten sam sen - dwie siedemnastolatki zakradają sie nocą do ciemnego laboratorium za miastem, potem jakiś wybuch, ból, i widok Sary ze skórą pobrzebijaną kośćmi... Weapon X. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - odpowiedziała Liz bezbarwnym głosem. Do pokoju weszła Rogue. Usiadła na łóżku obok Lizzard i spytała - Czy wszystko w porządku?
- Tak. Jak Remy? - Rogue zamknęła oczy, wsunęła białe pasmo włosów za ucho i odparła - Jakoś. Jean mówi, że za ten wypadek odpowiedzialny był wirus w systemie Danger Room'u. - Liz nagle zerwała się na równe nogi i krzyknęła - Wiesz co, nic nie jest w porządku! Nie wiem, co się stało z Remym, nie wiem, co sie ze mną dzieje od kiedy przyszła tu ta Wilczyca, nie wiem nawet, jak mam z wami rozmawiać!!! - Rogue patrzyła na nią rozszerzonymi oczami - Ale Elizabeth, dlaczego... O czym ty mówisz? Nie rozumiem cie! - Liz spojrzałą drwiąco na dziewczynę i przybrała jej postać. Odrzekłą wysokim głosem - Nie rozumiem cię, och Liz, nie rozumiem cię, bo przecież nasz kochany profesorek dba o nas i wie wszystko o nas i o naszych problemach! - Wściekła, powrócilą do swojej postaci i syknęła - Wyjdź. - Rogue wstała, cała czerwona, obrzucila Liz wściekłym spojrzeniem i wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami. Lizzard stanęłą przed lustrem i zobaczyła w nim wysoką, szczupla dziewczynę z granatowymi włosami, żółtymi oczami i zieloną skórą. Nie wiedzieć czemu, łuski niedawno zniknęły i skora stała się gładka. Gdyby nie kolory, wyglądałaby zupełnie jak... Lizzard aż wzdrygnęła sie na wspomnienie perfidnej mutantki, która kilka tygodni wcześniej o mało jej nie zabiłą, gdy wyszła wieczorem do klubu. Liz prawie wyrzuciła z pamięci to wspomnienie, ale teraz stało sie tak wyraźne, jak nigdy. Ona, Lizzard, oraz wysoka ruda kobieta o niebieskiej skórze i żółtych oczach. Przedstawiła się jako Mystique. Liz zdziwila się, że w zatłoczonym klubie nocnym widzi mutantkę w prawdziwej postaci. I nic dziwnego, Mystique wyjęła pistolet i zaczęła strzelać do ludzi. Liz przewróciła ją, i nie pamięta już jak po chwili biły się przed klubem, na ulicy. Nagle kobieta odezwała sie do niej - Elizabeth Zardock... Czy twoim dziadkiem nie był przypadkiem Johannes Darkholme? - Liz zdziwiona odpowiedziała - Tak, a skad wiesz i co cie to interesuje? - Kobieta uśmiechnęłą się - Sprawy rodzinne... - odpowiedziała i uciekłą tak szybko, że Liz nawet nie zauważyła w którą stronę. Od tego wieczora bardzo często rozmyślała nad tym, czy warto jej tkwić w tym Instytucie i pomagać ludziom, którzy sądzą, że mutanci są źli. Jaki w tym sens? Od początku miała wrażenie, że Xavier ją kontroluje, a teraz już nawet nie może patrzec na niego i na te żałosne, oddane mu wesole twarzyczki mutantów, pomocników ludzkości, którym przyświeca cel zjednoczonego świata. - DOSYC!- krzyknęłą sama do siebie, zebrała wszystkie swoje rzeczy do torby leżącej pod łózkiem, ubrała sie w czarne skórzane spodnie i czarną kurtkę z naszytą litera X na ramieniue. Spojrzała na siebie w lustrze i zdarła tą naszywkę. Wyszła z pokoju. Na korytarzu spotkała Pier'a
- Co robisz, idziesz gdzieś? - spytał, a ona odparłą - Nieważne, i nawet nie próbujcie mnie szukać! - Przyspieszyła ktroku i wyszła z Instytutu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Blaze
Dark Phoenix
Dołączył: 25 Sty 2006
Posty: 999
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 4 razy Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: CK city - KIELCE
|
Wysłany: Sob 20:52, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Nastał kolejny pogodny dzień. Promienie słońca wpadały swobodnie przez szyby do Instytutu. Profesor Xavier, siedząc na swoim wózku w gabinecie, wyglądał na zewnątrz. Kołyszące się na wietrze drzewa bardzo go uspokajały - potrzebował odrobiny wyciszenia. Naprawdę dużo zdążyło wydarzyć się w ostatnim czasie. W związku z tymi właśnie sprawami, miał dziś ważne zadanie. X-meni z Instytutu powinni wreszcie poznać nowych
członków grupy. Niektórzy już zdążyli nawiązać ze sobą kontakt, ale większość jest dla nich obca. Dlatego też dzisiejszy dzień, będzie nowym rozdziałem w ich życiu. To dziś ma zamiar przedstawić wszystkich nowych mutantów całej reszcie - oficjalnie.
*
Blaze wraz z Jubilee przemierzały wielki korytarz Instytutu. Ich tupot słychać było chyba we wszystkich pomieszczeniach.
- Nie wiesz, może Blaze, czego Xavier znowu od nas chce? – spytała pstrokato ubrana dziewczyna. Elizabeth wzruszyła ramionami.
- Czy ja wiem. – mruknęła. – Domyślam się, ale…
- Co?
- W końcu ostatnio sporo nowych mutantów przybyło do naszej szkoły. – odparła z zamyśleniem. – Jestem tu już prawie dwa lata, a chyba nie widziałam jeszcze aż takiego naboru do Instytutu.
Jubilee popatrzyła na nią.
- Myślisz, że Profesorek chce urządzić jakieś oficjalne powitanie?
- Tak. – Blaze skinęła głową. – Chyba o to chodzi. Bo niby po co innego zwoływałby wszystkich do głównego gabinetu, co Jubes?
- W sumie racja. – przytaknęła dziewczyna i poszły dalej.
*
- Więc, o co chodzi Profesorze? – Scott, błyskając swoimi okularami, oparł się o ścianę, trzymając w ręku kubek kawy.
- Właśnie. – zawtórowała Storm. – Też chciałabym wiedzieć.
Xavier przemierzył kołami swojego wózka środek gabinetu. Nie odpowiedział jednak na postawione pytanie.
- Czy są już wszyscy? – ogarnął wzrokiem zgromadzonych w pomieszczeniu mutantów. – Dobrze. – odchrząknął. – Jak widzę, odpowiedzieliście na moje wezwanie. I to świetnie, bo mam do was ważną sprawę.
- Więc mów szybko co masz do powiedzenia, Chuck, bo mam zamiar jeszcze dziś znaleźć trochę czasu na trening. – ponaglił Wolverine. Scott wojowniczo zmierzył go wzrokiem, jakby chcąc groźnym spojrzeniem utemperować jego szczególny temperament. Gdy Logan w odpowiedzi pokazał mu środkowy pazur, ostatki zdrowego rozsądku powstrzymały dowódcę X-Men od potraktowania go laserem.
- Uspokoicie się? – Profesor popatrzył na nich złowrogo. Gdyby nie to, pewnie rychło rzuciliby się na siebie. Xavier westchnął. – Dziękuję. Posłuchajcie. – zaczął wreszcie. – Ostatnio w naszym Instytucie pojawiło się kilkoro nowych mutantów. Niektórzy z was już o tym wiedzą, ale inni pewnie słyszą o tym po raz pierwszy. Zebrałem wszystkich tutaj, ponieważ pragnę wam przedstawić nowych członków grupy.
- Nie wszystkich. – wtrąciła Rogue. – Nie ma Gambita. Leży przecież w sali szpitalnej po tym wypadku w Danger Room.
- Wiem, Rogue. – Charles zawiesił głowę. – Ale myślę, że wyjdzie z tego, wyręczycie mnie więc i przedstawicie go nowym mutantom, kiedy wydobrzeje. Jednak przejdźmy do rzeczy. – powrócił szybko do bieżącej sprawy. Podjechał do drzwi gabinetu i chwyciwszy za klamkę, uchylił nieco. Zwrócił się znów do X-menów: - Ostatnim nowymi X-menami, jacy przybyli do naszego Instytutu byli Blaze i Melt dwa lata temu. Teraz mamy aż trzech nowych mutantów. Więc, proszę, powitajcie ich.
Charles zajrzał przez drzwi i skinął dłonią, odsuwając się potem na bok. Drzwi odchyliły się. Wyszedł zza nich młody chłopak, blondyn. Na rękach miał długie rękawice, sięgające aż po łokcie. Uśmiechnął się do X-men i stanął obok wózka Profesora.
- Oto pierwsza z moich nowych podopiecznych.
Próg gabinetu przekroczyła wysoka kobieta o czarnych, połyskujących morską poświatą włosach. - Poznajcie Mijam Tetiaroę. – Profesor wskazał na nią dłonią. – Mijam przybyła do nas kilka dni temu, kiedy to, ekhm… - spojrzał na Logana, który właśnie udawał wielkie zapatrzenie w jakieś nieokreślone miejsce na ścianie. - …doznała nieprzyjemnego wypadku za naszym pośrednictwem. Okazało się jednak, że z pomocą swoich zdolności bardzo szybko doszła do siebie i sądzę, że jednak zostanie u nasz na dłużej. Moc Mijam jest związana z żywiołem wody i umie już dość dobrze nad nią panować. Ma bardzo szeroki wachlarz zastosowań, więc jest naprawdę silną kobietą. – Charles uśmiechnął się. – W imieniu całej grupy przyjmij moje oficjalne przeprosiny za ten ostatni niefortunny wypadek, mam nadzieję, że to nie powtórzy się więcej. Prawda? – popatrzył znowu na Wolverine’a. Ten klnąc pod nosem, niechętnie pokiwał głową.
- Uhm. – odburknął, przecierając czoło.
- Świetnie. – na twarzy Xaviera ponownie zagościł uśmiech. Pokazał Mijam gestem dłoni, by stanęła obok Melta. – A teraz chcę przedstawić wam kolejnego mutanta… Jest rodzinnie powiązany z jednym z was, kochani, dlatego właśnie zawdzięczamy tu jego obecność.
Drzwi odchyliły się na oścież. Logan, zaciekawiony, popatrzył w ich stronę. Z ciemności wyszła młodo wyglądająca dziewczyna, z wystającymi z przedramion… adamantowymi pazurami! Wolverine, oszołomiony, wytrzeszczył oczy. "Czy to jest…" – pomyślał nagle. Natomiast Charles kontynuował:
- To Wilczyca, moi kochani. Nazywa się Lizzie Michelle Browners. Ma szkielet pokryty adamantium i potrafi przybierać postać wilka. Ma również wybitną zdolność porozumienia się wilkami i bardzo giętkie ciało, które umożliwia jej skuteczną walkę. – przedstawił krótko Xavier. – Niestety nie posiadam na jej temat więcej informacji, gdyż jest nader tajemniczą osóbką. – uśmiechnął się. – Wiem tylko, że przebywa Stany w poszukiwaniu swojego brata.
- Dokładnie. – mruknęła Wilczyca, mierząc wzrokiem wszystkich X-men'ów. Dostrzegła mężczyznę, który oszołomionym wzrokiem patrzył na nią jak na upiora. Już wiedziała, który jest jej bratem. Chętnie podeszłaby do niego natychmiast, ale postanowiła poczekać, aż Profesor skończy tę ceremonię.
- Cóż. – zaczął. – Miałem wam do przedstawienia jeszcze jedną mutantkę, Lizzard. Ale niestety dowiedziałem się, że wybiegła z Instytutu w nieokreślonym kierunku. – zadumał się na chwilę. – Lizzard jest bardzo ekscentryczną osóbką i nie okazuje mi najmilszego podejścia. Chciała, by jej nie szukać, ale my nie możemy jej tak zostawić. Jestem pewien, że zdenerwował ją ten wypadek Gambita. Może mieć kłopoty i trzeba koniecznie wyruszyć na poszukiwania.
- Więc na co czekamy? – spytała Blaze. – Liz jest jedną z nas, musimy ją znaleźć! A znając ją, może narobić sobie sporych kłopotów…
- To prawda. – poparł Pier. – Nie traćmy czasu, kiedy ostatnio ją widziałem, była jakaś… wściekła.
Charles kiwnął głową.
- Chodźmy, opracujemy jakiś plan działania.
X-men wyszli z gabinetu. Pozostały tam tylko dwie osoby: Wilczyca i Wolverine…
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Blaze dnia Sob 23:02, 11 Lis 2006, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Wilczyca
X-Men
Dołączył: 09 Gru 2005
Posty: 484
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Z wilczego świata...
|
Wysłany: Sob 21:13, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Lizzie schowała pazury, w tym momencie były nie na miejscu.
-Ile to już lat? - zwróciła się do Wolverine'a.
-W pewnym momencie przestałem liczyc... - mruknął i otarł sobie pot z czoła. Ale Lizzie nie oszukał - przyzwyczaiła się do ukradkowych gestów, jak to otarcie łzy.
Podeszła do brata.
Przytulił ją.
Pierwszy raz od jakiegoś czasu Wilczyca poczuła się naprawdę bezpieczna. Tutaj, w Instytucie, pod czujnym okiem prof. Xaviera i w towarzystwie innych mutantów wreszcie poczuła namiastkę bezpieczeństwa.
-Chodź, musimy znaleźc Lizzard. - mruknęła, kierując się w stronę drzwi. Logan za to nadal stał lekko oszołomiony.
-Nie sądziłem, że będziesz... No cóż, że będziesz mnie szukac.
-Coś musiałam zrobic, musiałam cie odnaleźc. - szepnęła, kładąc dłoń na klamce. - Bardzo się cieszę, że wreszcie mi się to udało. A teraz chodźmy. - spojrzała na niego; jej wilcze oczy błysnęły raźno. - Przyłaczmy sie do poszukiwań.
Logan skinął głową i wyszedł za nią z gabinetu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Tantos
X-Men
Dołączył: 11 Sie 2006
Posty: 424
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Police
|
Wysłany: Sob 22:32, 11 Lis 2006 Temat postu: |
|
|
Pier odwrócił się i pobiegł w strone otwartego okna w miedzy czasie zmieniajac sie i nadpalajac podłogę i sciany... upadł na piasek który natychmiast poczernial i zmienił sie w sliska szklaną powierzchnie...
Stał na dziedzincu instytutu tuż przed wejsciem.
z drzwi wlasnie wychodzila Liazzard.
-Kazałas mi nie szukac... ale dalej moge spróbowac cię zatrzymac.- powiedzial w trakcie zmieniania sie zpowrotem w ludzka postac
-Odejdz... nie chce zebys mnie zatrzymywał.
-ale ja chce cię zatrzymać... jestes jedną z niewielu osób w tym domu z którymi mogłem jako tako szczerze porozmawiac... nie mogl bym sobie wybaczyc gdybym puścił cie nie starajac sie ciebie zatrzymac.-Liz poczerwieniala ale dalej nie dawala za wygraną.
widzac jej mundur z oderwaną naszywka, w jednej chwili zrozumiał że Liz naprawde chce odejsc,
-Jesli naprawde tego chcesz to nie bede cie w stanie zatrzymac... ale pamietaj ze w razie kłopotów zewsze mozesz liczyc na moja pomoc.
Liz powiedziala tylko "dzieki" i odwracajac sie na piecie ruszyła w strone półokrągłej metalowej bramy instytutu.
-Żegnaj- powiedzial bardziej do siebie niż do niej i z uczuciem ze wlasnie stracił przyjaciółke odszedł w stronę domu.
Siedział na swoim na łóżku i myslał... o Liz, swoich rodzicach, całej tej idei "pokojowego współistnienia". myslal o tym jak zmieniły go te dwa lata w instytucie, profesor przygarnął go gdy miał 15 lat, czuł sie wtedy zagubiony, nie miał własnego miejsca.
Lecz teraz miał dom, i nie chcial by znow znalezc sie na ulicy, tak jak wtedy gdy wyrzucono go z sierocinca za "podpalania".
Siedział tak dosyc długo, na zewnątrz zaczybnało juz zachodzic słońce.
Wyszedł na balkon, żeby popatrzec troche jak różowe słonce chowa sie za choryzontem.
na dziedzincu Jean i Scott wsiadaja do samochodu i jada w strone miasta... pomyslal sobie "jak to jest ze oni sa ze soba szczesliwi a on od tak dawna jest samotny?".
Usłyszał ze ktos wchodzi do pokoju i zobaczył Majim.
-Hej co tu robisz?
-O czesc Pier, przepraszam chyba pomylilam pokoje, ten instytut jest taki wielki. ciage sie tu jeszcze gubie- powiedziala z usmiechem.
-Nie ma sprawy- powiedział z ledwo wyczuwalnym smutkiem w głosie. Majim chyba wyczuła ze jest smutny i zapytała:
-chcesz pogadac?
nie wiedzac czy powinien sie zgodzic bąknoł cos ze nie musi i ze nic mu nie jest ale, ale ona nie dala za wygrana i weszła do pokoju.
Rozamawia dość długo, po francusku, nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo mu tego brakowało.
opowiedzial Majim jak zgineli jego rodzice, jak trafil do instytutu, zwierzył jej sie ze swoich problemow, a ona odplacila mu tym samym.
Czuł ze łaczy ich wzajemne zaufanie.
*************************************************************
mam pytanie? :P czemu wszysyc robia za mnie nowego mutanta skoro w mojej opowiesci jest napisane ze przybylem do instytutu majac 15 lat a teraz mam 17? :P wychodzi na to ze juz od dwóch lat tu mieszkam ;)
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
|